Coraz więcej rodziców i dzieci przekonuje się do edukacji domowej. Okazało się, że prawidłowo prowadzone zajęcia powodują, że dziecko wie więcej niż przeciętny uczeń szkoły publicznej. I na dodatek potrafi się uczyć, z czym ma problem duża część jego, tradycyjnie edukowanych kolegów.
W ostatnim roku na homeschooling zdecydowało się nieco ponad 12 tysięcy uczniów[1]. To dziesięć razy więcej niż pięć lat temu[2]. Nadal to jednak niewielki odsetek dzieci podlegających obowiązkowi szkolnemu. Daleko nam do państw, z długą tradycją nauczania domowego np. krajów anglosaskich. Trzeba przy tym pamiętać, że edukacja domowa nie ma nic wspólnego z nauczaniem indywidualnym przysługującym uczniom z rozmaitymi zaburzeniami i problemami zdrowotnymi. W przypadku homeschoolingu niemal każdy może zrezygnować z tradycyjnej szkoły, a rolę nauczycieli najczęściej przejmują rodzice. W Polsce dotyczy to na ogół dzieci z dużych rodzin i dużych miast. Ich rodzice są najczęściej absolwentami wyższych uczelni, więc czują się na siłach podjąć trud nauczania potomków.
W domu lepiej?
Pytanie, czemu tylu rodziców, dzieci zdrowych, mogących normalnie uczęszczać do szkoły, decyduje pozostawić je w domu. Odpowiedź jest prosta – uważają oni, że będzie to korzystne dla ich córki czy syna. Z reguły są to osoby, które nie mają dobrego zdania o edukacji publicznej. Uważają, że zabija ona w dzieciach ciekawość i pasję, że nieefektywnie uczy, że uczeń traci niepotrzebnie wiele czasu, który mógłby poświęcić na coś pożytecznego. Na dodatek, pozostając w domu, uczeń nie traci w zasadzie niczego. Rok szkolny kończy z wiedzą dorównującą, a często i przewyższająca tę, którą posiądą jego tradycyjnie nauczani rówieśnicy. Przede wszystkim zaś tok i sposób nauczania są zindywidualizowane – dokładnie dostosowane do konkretnego dziecka. Uczy się ono więc w najefektywniejszy dla siebie sposób.
Rodzice, którzy zdecydowali się na homeschooling dla swoich dzieci podkreślają, że zrobili to z troski o nie. Wiedzą, że dzieci ich znajomych chodząc do szkoły mają zadawane ogromne ilości materiału do przerobienia w domu i odrabianie lekcji zajmuje im kolejne godziny. Mimo tego, że w szkole spędzili już niemal połowę dnia. Na dodatek, duża część i tak korzysta z korepetycji. Pokazuje to, jak nieefektywna jest więc nauka w zatłoczonych klasach, gdzie nauczyciel nie ma możliwości indywidualnego podejścia do ucznia ani dostosowania sposobu prowadzenia lekcji do potrzeb każdego z nich. Najbardziej tracą więc najsłabsi i wybitnie zdolni uczniowie. Słabi może by takimi nie byli, gdyby sposób podawania informacji został dostosowany do ich potrzeb. Zwolennicy nauczania domowego uważają też za nietrafione nauczanie na ocenę, a nie dla siebie czy dla wiedzy. Obecne badania nad sposobem w jaki uczy i rozwija się mózg potwierdzają, że mają oni rację. Jeśli uczeń nie ma w sobie pasji i motywacji marna to dla niego nauka i wiele niepotrzebnie straconych godzin w szkolnej ławce.
Jak to wygląda w praktyce?
Osoby uczące dziecko w domu nie muszą mieć wykształcenia pedagogicznego. Na ogół robią to rodzice. W wyższych klasach, czy na poziomie liceum, gdy program wykracza poza ich umiejętności i wiedzę, czasem dogadują się z opiekunami innych dzieci w ten sposób nauczanych i organizują wspólne lekcje, podczas których w rolę wykładowcy wciela się osoba posiadającą odpowiednie kompetencje w danym przedmiocie. Część dzieci chodzi też na zewnętrzne zajęcia organizowane dla uczniów kształcących się w domu. Często korzystają z oferty coraz liczniejszych centrów korepetycyjnych. Najzamożniejsi, posiadający bardzo zasobne konto bankowe, decydują się czasem na prywatnego nauczyciela domowego – rodzaj guwernera czy guwernantki.
Opiekunowie, szczególnie w przypadku młodszych uczniów chwalą sobie fakt, że nie muszą uczyć swoich podopiecznych wyłącznie w czterech ścianach. Edukacja odbywa się też w trakcie spacerów czy wyjazdów rodzinnych i jest często bardziej efektywna, bo dziecko poznaje w praktyce np. opisane w podręczniku zwierzęta oraz rośliny. Nauka historii czy geografii może też być połączona z ciekawymi wycieczkami lub z wyprawami do muzeów. Chodzi o to, aby w dziecku maksymalnie rozbudzać ciekawość świata, a nie ją ograniczać. No i prowokować do samodzielnego zdobywania wiedzy, zamiast typowego dla szkół biernego wkuwania. Ważne jest zbudowanie przekonania, że dziecko uczy się dla siebie, a nie dla ocen czy innych nagród. Ten system się sprawdza, bo podczas egzaminów, dzieci nauczane w domu wypadają naprawdę dobrze. Świetnie też radzą sobie na wyższych stopniach edukacji, jeśli podejmują ją już w tradycyjnym trybie – bo przede wszystkim potrafią się uczyć.
Po prostu zacząć
Rozpoczęcie edukacji domowej nie jest skomplikowane. Przede wszystkim trzeba podjąć decyzję, że się w to „wchodzi”. Następnie należy wybrać szkołę przyjazną homeschoolingowi i do jej dyrektora złożyć podanie o możliwość spełniania obowiązku szkolnego poza placówką. Do podania musi być dołączona zgoda obojga rodziców i oświadczenie o zapewnieniu warunków dziecku do realizacji podstawy programowej na danym etapie kształcenia w domu. Kolejny dokument to zobowiązanie rodziców do przystępowania przez ucznia do egzaminów końcoworocznych. Konieczna jest też opinia o dziecku z publicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej właściwej dla miejsca zamieszkania dziecka. Ten ostatni obowiązek został czasowo zawieszony z powodu pandemii koronawirusa. Niektóre szkoły wymagają jeszcze dodatkowych dokumentów. Warto się wcześniej dowiedzieć, co trzeba dostarczyć wraz z podaniem, by nie ryzykować odmowy.
Decyzję o nauczaniu domowym można podjąć w każdym momencie, na każdym etapie trwania danego roku szkolnego i w każdym momencie z niej zrezygnować, składając odpowiedni wniosek. Zgoda na homeschooling zostanie też cofnięta, jeśli uczeń nie zda egzaminów klasyfikacyjnych na koniec roku. Ich zakres ustala dyrektor szkoły. Jeśli uczeń je przejdzie pozytywnie, otrzyma świadectwo ukończenia klasy i będzie mógł kontynuować dotychczasowy tryb nauczania, aż do ukończenia danego etapu edukacyjnego.
Do jakiej szkoły?
Nie warto wydziwiać, tylko wybrać placówkę, która nie jest oddalona od miejsca zamieszkania. No chyba, że ma naprawdę złą opinię. Nie trzeba będzie dojeżdżać daleko na obowiązkowe sprawdziany. Dziecko, otrzymuje normalną legitymację szkolną i jeśli będzie chciało, ma możliwość uczęszczania na dodatkowe zajęcia na terenie szkoły. Może też przychodzić na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego. Najczęściej też otrzymuje komplet podręczników, a za zgodą dyrekcji może nawet uczestniczyć w klasowych wycieczkach. Pozwala to na większy kontakt z rówieśnikami, siłą rzeczy ograniczony nieco przez pozostawanie w domu. Jednak i brak kontaktu z innymi dziećmi jest najczęściej pozorny. Uczniowie uczący się w domu mają znacznie więcej czasu na rozwijanie własnych pasji, zawierają przyjaźnie z dziećmi o podobnych zainteresowaniach. Spotykają je na ogół podczas rozmaitych zajęć organizowanych przez domy kultury czy kluby sportowe.
O tym, co dla danego dziecka będzie najlepsze – homeschooling czy zwykła szkoła – muszą zdecydować rodzice. Bo także od ich czasu i możliwości zależy, czy nauczanie domowe będzie mieć w ogóle sens.
Autor: Dr Janusz Grobicki
[1] https://www.prawo.pl/oswiata/edukacja-domowa-jak-zlozyc-wniosek,502238.html [dane MEN z 30.09.2019], (20.08.2020)
[2] https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/861541,edukacja-domowa-men-policzylo-dzieci-ktore-uciekly-z-klasy.html (20.08.2020)